MIĘDZYNARODOWY WOLONTARIAT DON BOSCO - grupa toruńska

Jesteśmy wolontariuszami MIĘDZYNARODOWEGO WOLONTARIATU DON BOSCO.
Byliśmy już w Peru, na Ukrainie, w Libanie, w Kaliningradzie, na Węgrzech...wkrótce w Zambii i w Ugandzie.

Nasza grupa wolontariatu misyjnego działa przy Duszpasterstwie Akademickim przy kościele oo. jezuitów w Toruniu.
Spotykamy się w środy o 20 w domku DA.
Zapraszamy!

kontakt: mwdbtorun@gmail.com

niedziela, 27 grudnia 2009

torunskie spotkanie swiateczne MWDB w Ugandzie

Pokój Wam!

Tegoroczne Święta afrykańscy wolontariusze z Torunia spędzili razem w CALM. A to za sprawą spontanicznej decyzji Ewy, która postanowiła przedłużyć sobie wakacje spędzane w Tanzanii. Wszak Uganda tak blisko! (jedyne 20 godzin drogi). Po wymianie kilku smsów, 22-ego grudnia Ewa szczęśliwie dotarła do Kireki, gdzie nastąpiło długo oczekiwane spotkanie.

Nasze spotkanie było okazją do wymiany informacji o losach wolontariuszy z różnych placówek misyjnych. Ewa bowiem nie tylko przywiozła ze sobą wieści z Mansy, ale także z Lusaki, gdyż wakacje w Tanzanii spędzała razem z Basią i Magdą. Pierwsze dwa dni spędziliśmy więc na ciągłych rozmowach o blaskach i cieniach życia na misjach. Mogliśmy, jak to się ładnie mówi, podzielić się naszymi „doświadczeniami misyjnymi”, czyli po prostu ponarzekać sobie na różnego rodzaju trudności, które zastaliśmy na naszych placówkach. Nie były one jednak jednakowe. Doszliśmy do wniosku, że pod wieloma względami trudno o dwie bardziej odmienne placówki :) Taka „wymiana doświadczeń” była dla nas bardzo umacniająca i owocująca w nowe pomysły oraz przyniosła świeże spojrzenie na naszą przyłość na misjach. Po raz kolejny mogliśmy się przekonać, że żadna, nawet najbardziej obfita internetowa korespondencja, nie zastąpi osobistego spotkania, rozmowy i wspólnej modlitwy.



W środę, w ramach przedświątecznego skupienia, odbyliśmy pięciokilometrową pielgrzymkę do głównego ugandyjskiego (jeśli nie afrykańskiego) sanktuarium katolickiego – bazyliki świętych Męczenników Ugandyjskich: Karola Lwange i Towarzyszy.

W dzień wigilii w końcu udało nam się poczuć klimat Świąt i choć śniegu nie było, to przynajmniej padał deszcz. Cały dzień spędziliśmy na przedświątecznych przygotowaniach. Najpierw zajęliśmy się przystrojeniem kaplicy, ustawieniem choinki (która już miała to nieszczęście kilka razy przewrócić się podczas mszy, ku radości zgromadzonych wiernych), no i skonstruowaniem szopki. Za budulec posłużyło kilka patyków, zambijskie chitengi oraz wysoka trawa na poszycie dachu niczym w afrykańskim domku. Z tego dzieła byliśmy szczególnie dumni.

Na wigilijnym stole nie mogło zabraknąć polskiego akcentu kulinarnego. Po długich rozważaniach i analizowaniu dostępnych składników, zdecydowaliśmy się na polsko-ugandyjską wariację pierogów a’la ruskich. Ziemniaki zastąpiliśmy podobnymi w smaku zielonymi bananami matooke, a z twarogu byliśmy zmuszeni zrezygnować. Efekt i tak przerósł nasze oczekiwania. Nawet początkowo sceptycznie nastawiony ks. Rysiek, zajadał się nimi ze smakiem. Również nasi ugandyjscy przyjaciele dołączyli do grona fanów pierogów.


W Ugandzie razem z pierwszą gwiazdką bynajmniej nie rozpoczęliśmy wigilijnej wieczerzy, ale pasterkę. Dopiero po mszy zasiedliśmy do wspólnego posiłku. Ks. Rysiek zaskoczył nas wigilijnym opłatkiem, którym podzieliliśmy się w gronie CALM-owych wujków i cioci. Po dość szybkiej, jak na nasze polskie zwyczaje kolacji, nastąpił radosny dla chłoców moment – wspólne tańce (których gwiazdą został ks. Rysiek) oraz rozdawanie prezentów. Dla nas było to wyjątkowe doświadczenie, gdyż jeszcze niegdy nie spędziliśmy Świąt w tak dużym gronie (okołu 100 osób). Wigilijne spotkanie zwieńczyły Polaków nocne rozmowy, z wesołymi historiami ks. Ryśka.


Pierwszy dzień Świąt przebiegł w atmosferze słodkiego lenistwa. Choć nie mogliśmy wylegiwać się na słońcu, gdyż cały czas towarzyszyły nam chmury i deszcz. Mieliśmy okazję posmakować tradycyjnego ugandyjskiego świątecznego obiadu, przyrządzonego w liściach bananowca: kurczak w liściach bananowca, matooke w liściach bananowca oraz orzeszki ziemne w liściach bananowca. Od popołudnia aż do nocy trwała świąteczna balanga dla chłopców ( w Ugandzie nie obowiązuje nic takiego jak cisza nocna). Dzieciaki były w swoim żywiole!


Drugi dzień Świąt zapragnęliśmy spędzić bardziej aktywnie, więc wybraliśmy się na wyprawę do źródeł Nilu. Postanowiliśmy sprawdzić jak działa autostop w Ugandzie i byliśmy bardzo mile zaskoczeni. Jedynym problemem byli zatrzymujący się co chwilę kierowcy autobusów, nie mogący zrozumieć, dlaczego nie chcemy skorzystać z ich usług. U celu naszej podróży mogliśmy podziwiać wodospady Bujagala Falls, spróbować swoich sił w lekcjach raftingu dla początkujących oraz wypić po butelce najlepszego ugandyjskiego piwka „Nil”, produkowanego właśnie u źródeł Nilu. W drodze powrotnej, siedząc na pace pickupa, rozkoszowaliśmy się zapachem tropikalnego lasu oraz krajobrazami zielonych, łagodnych wzgórz Ugandy.

Dziś, pisząc te słowa, z melancholią nucimy sobie piosenkę „Ta ostatnia niedziela”, ponieważ jutro rozstajemy się na kolejny okres, licząc, że jeszcze się w Afryce spotkamy. Przesyłamy pozdrowienia i poświąteczno noworoczne życzenia dla pozostałych wolontariuszy z naszej afrykańskiej ekipy oraz całej załogi MWDB i SOM w Polsce: Trzymajcie się dzielnie w pracy na rzecz misji!

Ewa Pieczyńska

Tomasz Kaczmarek

CALM, Namugongo, 27.XII.2009



sobota, 5 grudnia 2009

Grupa toruńska MWDB ma 5 lat!!!


Tak, tak, właśnie tak szybko czas upływa. 18 października tego roku, w sam raz na rozpoczęcie Tygodnia Misyjnego, odnotowaliśmy pierwszy poważniejszy jubileusz grupki z grodu Kopernika.

Trudno byłoby zliczyć dokładnie, jakimi liczbami wyznaczana była dynamika grupy, w zaokrągleniu przewinęło się przez cotygodniową formację i w przeróżnych akcjach udział wzięło ponad 50 osób, z czego 20 osób wyjechało na misje długo- czy krótkoterminowe. Największym owocem istnienia grupki jest odkryte tu powołanie misyjne Ani, obecnie szczęśliwej aspirantki u Sióstr Białych Misjonarek Maryi Królowej Afryki.

Gdzie nas szukać…

Byliśmy już w Peru (Calca, Lima, Piura), na Ukrainie (Gwardijske, Oleszkowce, Szaróweczka, inne…), w Libanie, na Węgrzech, w Obwodzie Kaliningradzkim, w Czarnogórze, w Zambii (Lusace, obecnie także w Mansie), a teraz dotarliśmy też do Ugandy :). Kiedy nie ma nas na misjach, należy szukać w domku Duszpasterstwa Akademickiego „Studnia” oo. jezuitów w Toruniu przy ulicy Piekary 24, w każdą środę o godzinie 20.00. Tak właśnie, od początku jesteśmy „intercharyzmatyczni” i to jest nasza największa duma! Czerpiemy pełnymi garściami z bogactwa Kościoła, z duchowości ignacjańskiej i z ducha salezjańskiego. Bycie kontemplacyjnym w działaniu – oto nasza dewiza. Nasze spotkania, uświęcone pięcioletnią tradycją, są odpowiedzią zarówno na potrzeby ducha, jak i ciała. Modlitwa codzienna Kościoła – Liturgia Godzin, podobnie jak czuwania modlitewne nie są nam obce. Wiemy, co znaczy dobrze się bawić, testując na sobie zabawy dla naszych misyjnych podopiecznych. Poznajemy inne kultury i przysłuchujemy się pilnie dziełom Nowej Ewangelizacji. Marzy nam się wyjście do ludzi – i zrealizujemy to, a co!

Działamy

Poza cyklicznymi spotkaniami formacyjnymi, oraz działaniem w duszpasterstwie czy spotkaniami w Salezjańskim Ośrodku Misyjnym w Warszawie, szukamy dla siebie pola do działania na naszym toruńskim „podwórku” (i nie tylko…).

Co roku organizujemy spotkania w ramach Tygodnia Misyjnego, zawsze włączając w to modlitwę różańcową w różnych językach. Gościli już u nas misjonarze różnych zgromadzeń i z różnych miejsc na ziemi, jak również wolontariusze Międzynarodowego Wolontariatu Don Bosco.

Dwukrotnie odwiedziły nas Siostry Białe, prowadząc warsztaty tańca liturgicznego afrykańskiego, przy okazji zapoznając toruńskich studentów z kulturą Afryki. Raz warsztaty zostały przeprowadzone jako oficjalna impreza towarzysząca Międzynarodowemu Festiwalowi Song of Songs. Z festiwalem łączy nas również tegoroczna obecność ze stoiskiem wolontariatu, co cieszyło się sporym zainteresowaniem. Na naszym koncie jest także organizacja „Dni Afryki” wespół z Kołem Naukowym Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Mikołaja Kopernika. Kilka razy w okresie przedświątecznym organizowaliśmy loterię fantową, z której dochód przeznaczaliśmy na cele misyjne, kilka razy również wolontariusze udawali się z pomocą misjonarzom prowadzącym animację w toruńskich parafiach, lub sami przeprowadzali prezentacje w szkołach.

Na stałe prowadzimy Koło Misyjne działające przy szkole salezjańskiej w Toruniu. Już dwukrotnie zorganizowaliśmy w kościele akademickim wystawę misyjną, a regularnie co roku prowadzimy misyjną drogę krzyżową.

Staramy się, by każdy miał własne doświadczenie wolontariatu, co od tego roku ruszy jeszcze prężniej, bo łączymy się z dziełem wolontariatu powstającego przy naszym duszpasterstwie. Rys wolontariacki charakteryzował nas od dawna. Czworo z nas przeszło szkolenie liderów wolontariatu w Lublinie, dwukrotnie osoby z naszej grupy koordynowały akcję „Świąteczna paczka”. Spotykało się naszych wolontariuszy w hospicjum, domu dziecka, w oratorium księży michalitów, w świetlicy środowiskowej, w pomocy osobom niepełnosprawnym w ramach stowarzyszenia „Jestem”, przy udzielaniu dzieciom darmowych korepetycji, w pomocy czeczeńskim uchodźcom przebywającym w Toruniu, czy w indywidualnej pomocy niepełnosprawnym dzieciom lub osobom starszym, jedna z nas jest zaangażowana w bractwo więzienne. Wiemy, że pomoc dotyczy nie tylko ciała, lecz przede wszystkim ducha. Stąd też nasze zaangażowanie w prowadzenie grup modlitewnych, biblijnych, czy po prostu spotkań modlitewnych w duszpasterstwie. Wymiar misyjny grupy staramy się przejawiać też w tym, że nasze spotkania są otwarte, każdy może przyjść i posłuchać, zostać, współtworzyć. Ostatnią najbardziej nagłośnioną, bardzo udaną inicjatywą było zorganizowanie Etno-Śledzik-Party, w klimacie wielokulturowym. Impreza warta powtórzenia! …To chyba jeszcze nie wszystko, ale Pan Bóg na pewno się orientuje we wszystkim, więc nie jest źle :).

…A zaczęło się tak niepozornie

Jakoś tak pod koniec września 2004 roku, pewnej soboty, spotkały się dwie osoby na mszy świętej w kościele akademickim pw. Świętego Ducha w Toruniu.

Jedną z nich była Danka Prot, wówczas już po wyjeździe krótkoterminowym na Ukrainę, drugą – świeżo upieczona studentka Agnieszka Jaroszewicz, która opatrznościowym zbiegiem losowym poznała tę pierwszą już wcześniej, zjawiając się w Toruniu na jakże misyjnej imprezie, jaką była Olimpiada Języka łacińskiego. Rozpoznały się, porozmawiały… i tak od słowa do słowa, dzięki pewnej pani, która wypłacała z banku ogromną sumę pieniędzy („w sam raz na bilet do Peru” – westchnęła ta zwana później Wodzu), na zabytkowym toruńskim bruku, zostało powzięte postanowienie ruszenia na całego z grupą lokalną MWDB. Pierwszy rok był raczej próba generalną, nie zjawiało nas się więcej niż 5 osób na spotkaniu, za to już drugi rok zaowocował listą obecności mającą 30 pozycji :). Co działo się dalej, zostało z grubsza wspomniane. Tak doszliśmy do miejsca, w którym świętujemy oto…

Nasze piąte urodziny

Niedziela 18 października była jednocześnie uroczystym rozpoczęciem działalności duszpasterstwa.

W naszym ośrodku duszpasterskim gościliśmy księdza biskupa Józefa Szamockiego (notabene niegdyś misjonarza w Zambii), a po mszy świętej, wraz z innymi grupami uczestniczyliśmy w przyjęciu na dobry początek.

Tego dnia jeden z ojców przyjął intencję urodzinową naszej grupy: w podziękowaniu za pięć lat istnienia z prośbą o dalsze prowadzenie w służbie Kościołowi na misjach, szczególnie dla Ewy i Tomka, którzy obecnie przebywają w Afryce. Podczas przyjęcia jako szanujący się pięciolatek rozdaliśmy cukierki :)

Główne świętowanie urodzin przenieśliśmy na czwartek 22 października. Wtedy to swoją obecnością zaszczycił nas ksiądz Roman Wortolec SDB, dyrektor Salezjańskiego Ośrodka Misyjnego w Warszawie, wraz z dwiema wolontariuszkami: Asią i Jolą, które zaprezentowały nam swoją pracę misyjną w Zambii. Licznie zgromadzeni goście po entuzjastycznym przyjęciu prezentacji misyjnej i dobrego słowa księdza Dyrektora mieli okazję porozmawiać osobiście z naszymi gośćmi specjalnymi przy degustacji tortu misyjnego (!) i innych przysmaków. Rozmowom zdawało się nie być końca, kiedy zaproszono jeszcze na krótką prezentację pół żartem, pół serio o naszej pięcioletniej historii. Poplotkowała dla nas jedyna obecna na spotkaniu osoba pamiętająca początki grupy, Agnieszka J. (zaraz! jak to możliwe, skoro jeszcze nie wróciła z Peru? :)). Potem musieliśmy pożegnać naszych miłych gości, ale przyjęcie nie było jeszcze zakończone. Ostatni biesiadnicy opuścili gościnne progi domku duszpasterstwa około północy.

Co dalej?

Z przyjęcia urodzinowego pozostało nam wiele: bardzo dobre wspomnienie i najlepsze z możliwych rozpoczęcie roku pracy, plakat z odrysowanymi dłońmi i życzeniami…

Nie, nie dla nas – dla tych, do których jesteśmy posyłani… A także ogromna motywacja do dalszego działania. Pomysłów jest sporo, ale widzimy, jak potrzeba jest ciągłej modlitwy, by podołać wszystkiemu, nie pogubić się w tym, co było, co jest, tylko odważnie patrzeć przed siebie. jest nas kilkanaścioro, mamy nadzieję na więcej, mamy zapał, wierzymy w powołanie… a Pan Bóg da resztę. Wszystkim za wszystko –

DZIĘKUJEMY!!!

Toruńska grupa MWDB

sobota, 5 września 2009

POSŁANIE MISYJNE W PARAFII CHRYSTUSA KRÓLA TOMASZA KARCZMARKA, WOLONTARIUSZA WYJEŻDŻAJĄCEGO NA ROK DO UGANDY

30 sierpnia 2009 r. minął w naszej parafii pod znakiem misji świętych w Afryce. Gościliśmy ks. Marka Kowalskiego, salezjanina oraz pana Sanzę Mulangu z Demokratycznej Republiki Kongo. Przyjechali oni, by przybliżyć nam pracę misjonarzy oraz dzieła, którymi możemy ich wspomóc nie wyjeżdżając z kraju.
Bezpośrednim powodem przybycia gości było posłanie misyjne Tomasza Kaczmarka, członka naszej parafialnej wspólnoty, działacza Akcji Katolickiej. Niedawno ukończył prawo na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu i postanowił najbliższy rok poświęcić pracy na rzecz dzieci ulicy z Namugongo w Ugandzie. Będzie tam pełnił funkcję jednego z wychowawców bezdomnych chłopców oraz koordynatora akcji Adopcja na odległość. Jak kilka innych osób, Tomek wyjeżdża w ramach Międzynarodowego Wolontariatu Don Bosco. Naraża się na niedogodności związane z tropikalnym klimatem i chorobami oraz niewygody, ponieważ usłyszał Boże wezwanie do głoszenia Ewangelii na afrykańskiej ziemi i chce na nie odpowiedzieć pozytywnie, przyjmując posługę świeckiego misjonarza.
W niedzielę w parafii Chrystusa Króla w Toruniu o godz. 12.00 ks. proboszcz, Józef Witkowski, wraz z ks. Markiem Kowalskim celebrowali uroczystą Mszę świętą. Podczas homilii salezjanin pozdrowił wiernych w jednym z trudnych afrykańskich języków, nauczył kilku wyrazów i opowiedział o swoich radosnych przeżyciach na misjach. Swoje świadectwo złożył również, świetnie mówiący po polsku, pan Sanza Mulangu. Zwrócił uwagę, że afrykańczycy cieszą się z przebywania z Jezusem i wyrażają to tańcem i śpiewem podczas Eucharystii, które w Afryce trwają o wiele dłużej niż u nas.


Pod koniec Mszy świętej nastąpił obrzęd posłania Tomasza. Pani Anna Jankowska z Akcji Katolickiej przedstawiła Jego osobę. Ksiądz proboszcz pobłogosławił krzyż misyjny, który następnie przekazał naszemu drogiemu wolontariuszowi. Po Mszy świętej pełnej wzruszeń była chwila na złożenie Tomkowi życzeń.
Tomaszu! Życzymy Ci obfitych łask, darów Ducha Świętego i opieki najświętszej Maryi Panny na tej drodze, którą wybrał Ci Pan. Kochamy Cię, modlimy i czekamy na Ciebie. Liczymy, że Twój przykład pociągnie nas do jeszcze gorliwszego świadczenia o Chrystusie, a być może do pójścia Twoimi śladami na misjach w Afryce!

Barbara Nieżorawska,
Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży


Tomek już wczoraj - w piątek wyruszył do Londynu, skąd wyleci do Ugandy - na Czarnym Lądzie stanie we wtorek 8 wrześna.

sobota, 15 sierpnia 2009

wieści z Zambii od Moniki

ZBIERAM Z ZIEMI CYTRYNY
Jestem już prawie miesiąc na czerwonej zambijskiej ziemi - w Luwingu. Trudno opisać wszystko za jednym razem. Co dzień budzę się szczęśliwa i spokojna. Sprawdzam pogodę. Czasem chmura, czasem więcej wiatru. Mam afrykańskie imię, więc wszyscy mnie pamiętają od razu. Poznałam kilka czarnych Monik. Żadnych zmian klimatycznych ani problemów z jedzeniem. Byłam na tradycyjnym obiedzie we wsi. Ludzie zapraszają, opowiadają o życiu, uprawie w ogrodzie, dzieciach. Dzieci z sąsiednich chat przychodzą, żeby mnie zobaczyć. Jak o tym piszę sytuacja wydaje mi się trochę egzotyczna. Dzieci mnie kochają i ja kocham je. Siostry mają dość już dość tej naszej miłośći, bo abantu przychodzą o 6:00 rano. Uwielbiam je. Nigdy nie jestem tu sama - zawsze są przy mnie. Wykorzystują moją całą skumulowaną miłości. Przytulam je, opatruję wrzody, razem się śmiejemy, razem uczymy, razem chodzimy na spacery i jemy Popo (Papaja). Spełniłam marzenie. Chodzę na afrykańskie Msze Św., tańczę. Może niedługo przyłączę się do chóru, bo zaczęłam chodzić na próby w języku Bemba. Msza trwa 3 godziny i jest w Bemba - dlatego chodzę sama ;). Jedno z najpiękniejszych wspomnień to rzeka z małym wodospadem, bose stopy, czerwone dzikie pająki i duże motyle i ważki. Ludzie są jak z ksiązki "Biała Masajka". Żyją w prostych chatach, czerpią wodę z ziemi, gotują nad ogniem, kobiety chodzą w chitengach (sama mam już cztery), karmią dzieci, gotują, zajmują się ogrodem, sprzedają warzywa na markecie, pracują. Mężczyźni siedzą na swoich krzesłach i słuchają muzyki. Jedzenie jest bardzo drogie, np. kilogram ziemniaków kosztuje 6zł, ale trzypokojowy dom z ogrodem na własność kosztuje 1000zł. Nauczyciel w szkole podstawowej zarabia ok. 2000zł - jest bardzo szanowany. Dzieci się chętnie uczą i lubią wolontariuszy ;)

poniedziałek, 29 czerwca 2009

ZAPALEŃCY



ZAPALEŃCY – to chyba najtrafniejsze określenie naszej grupki. Każdy z nas jest zupełnie inny i pewnie dlatego każde cotygodniowe spotkanie w środę o 20.00 w DA jest niezwykle bogate i twórcze i właśnie dlatego jest tu również miejsce i dla Ciebie... :) Głównym ich celem jest zgłębianie nie tylko ducha misyjnego, chrześcijańskiego, ale i ogólnoludzkiego (również w czasie urodzinowych zabaw i na tańcach :). Jesteśmy o tyle wyjątkowi, że nie pozostajemy na tym co nam „z góry” przysługuje, bo oprócz ducha salezjańskiego zgłębiamy również ducha ignacjańskiego... I na podstawie takiej wielostronnej formacji przygotowujemy się na misje – tam,gdzie Pan Bóg nas pragnie. Nie zawsze muszą to być dalekie wyjazdy – bo naszą misją jest przede wszystkim życie codzienne i drugi człowiek. A więc najpierw zaczynamy od siebie, następnie kolej na najbliższe otoczenie, studia, pracę i wreszcie wyjazdy misyjne... A gdzie i na jak długo?

Są wyjazdy krótkoterminowe na okres wakacji – Ukraina, Rosja, Albania, Węgry, Czarnogóra, Liban, aby tam organizować wakacyjny czas dla dzieci w różnym wieku. UWAGA! Misje zarażają – gdy pojedzie się raz, to już się nie spocznie. Nie dlatego, że człowiek czuje, iż wiele pomógł innym, ale ponieważ ma wrażenie, że słowa Pana Boga: „Kto straci życie z mego powodu, zyska je”, zaczynają rzeczywiście się wypełniać. Dlatego taki wyjazd może być wstępem do dłuższego doświadczania działania Boga – podczas wyjazdów długoterminowych. Nasi wolontariusze udają się do krajów afrykańskich takich jak: Zambia, Uganda, Zimbabwe, Kenia, Madagaskar, Sierra Leone i gdzie tylko zostanie zgłoszona potrzeba. Ponadto, szczególnie ci z Torunia, upodobali sobie Peru – kraj potomków dawnej cywilizacji Inków i pięknych And, gdzie na pomoc czekają dzieci ulicy oraz mieszkańcy gór. W każdym miejscu potrzebna jest konkretna pomoc – czysto ludzka lub socjalna, medyczna, pedagogiczna, kulturowa...

Ale wróćmy do początku: jak to się stało, że w ogóle zaistnieliśmy? Wszystko zaczęło się od snu... jednej z naszych wolontariuszek. Śniła, że jest na misjach w Ekwadorze i rzeczywiście kilka lat później sprawdziło się to. Najpierw podjęła formacje w Misyjnym Ośrodku Salezjanów w Warszawie, potem wyjechała na Ukrainę, zainicjowała naszą małą wspólnotkę, wreszcie wyruszyła aż za Ocean Atlantycki. Jak się okazało nie był to Ekwador, ale właśnie Peru. A naszym patronem jest nie kto inny jak św. Jan Bosko, opiekujący się placówkami salezjańskimi na które się udajemy. I on również w dzieciństwie miał piękne sny, których nie bał się realizować w życiu, ale z konsekwencją dążył do ich wypełnienia ku chwale Boga. I chyba bez obaw można powiedzieć, że św. Jan Bosko już od samego początku czuwa nad nami i ma swój udział w cudach, których sami jesteśmy świadkami...

A zatem podstawą naszej pracy jest realizacja tych pragnień, które Bóg zasiał w nas zanim je sobie w pełni uświadomiliśmy. Najważniejsze jest je rozpoznać, przyjąć i zamienić w czyn...

I tak też się obecnie dzieje z nami... Ci, którzy już odkryli w sobie łaskę pragnienia misji, z zapałem przygotowują się do wyjazdów: szlifują język, zapoznają się z kulturą ludzi, do których zostaną posłani.... Bo na misjach to nie my ewangelizujemy, ale sam Chrystus. I tak jak On przychodzi do człowieka w sposób, aby ten go rozumiał i przyjął tak i misjonarz musi być gościem w krainie do której się udaje. Nie może narzucać swojego sposobu bycia, swoich racji, ale zawsze w sposób delikatny, nie nachalny towarzyszyć – płakać z tymi, którzy płaczą, cieszyć się tymi, którzy się cieszą.

Uczymy się tego na każdym kroku... W ciągu roku akademickiego służymy wszędzie tam, gdzie jest to możliwie. W miarę możliwości angażujemy się w pracę wolontariacką na miejscu – w hospicjum, świetlicy środowiskowej, oratorium, Caritas, przedszkolu, wśród uchodźców, więźniów, wreszcie udzielając korepetycji i pomagając osobom prywatnym.

Służymy także przy duszpasterstwie. Trzeba podkreślić, że może do nas przyjść każdy, jeżeli tylko pragnie doświadczyć wspólnoty i spotkać Boga – będzie mile widzianym gościem. Poza tym prawie każdego miesiąca podejmujemy się konkretnego zadania: w październiku prowadzimy różaniec misyjny w ramach Tygodnia Misyjnego; w grudniu sporządzamy drobne upominki świąteczne, a pieniądze uzyskane z ich rozprowadzania przeznaczamy na konkretne projekty; w Wielkim Poście prowadzimy drogę krzyżową, a przy każdej okazji organizujemy spotkania z misjonarzami i wolontariuszami. Dodatkowo udało nam się zorganizować Warsztaty Tańca Liturgicznego Afrykańskiego jako oficjalną imprezę towarzyszącą festiwalowi Songs of Songs 2006, a także podjąć akcję Świąteczna Paczka, która w Toruniu w 2006 r. odbywała się pierwszy raz.Zorganizowaliśmy również w DA imprezę karnawałową "Etno-śledzik-party". Ku ogromnej radości po tym jak zadeklarowaliśmy się podjąć dzieło adopcji na odległość jednego dziecka z Afryki, otrzymaliśmy pod opiekę całą szkołę z Korr na pustyni kenijskiej(!) Mamy w planach jeszcze wiele innych projektów...

W międzyczasie wyjeżdżamy na spotkania wolontariuszy – inspektorialne do Aleksandrowa Kujawskiego i ogólnopolskie do Warszawy. Tam właśnie zapoznajemy się z aktualnymi potrzebami misji i spotykamy się z misjonarzami, przy okazji snując i doprowadzając do skutku nasze marzenia misyjne.

Być wolontariuszem to coś pięknego, a jeszcze piękniej być wolontariuszem misyjnym. Dlaczego? Otóż wolontariusz misyjny to nie tylko ten, który działa charytatywnie, to nie tylko ten, który jest wrażliwy na cierpienie i niesprawiedliwość, ale to przede wszystkim człowiek, który sam na sobie doświadcza ogromnego Miłosierdzia Boga, człowiek, który sam doświadcza nawrócenia, to człowiek, który sam niczego nie posiada, ale czuje, że jest bogaty, skoro Bóg daje mu ciało, umysł, talenty, konkretnego człowieka, sens życia... Wolontariuszem misyjnym nie jest się od razu, ale każdy z nas uczy się nim być nieustannie każdego dnia.

Jeżeli czujesz, że powyższe streszczenie naszej pracy jest dla Ciebie nie wystarczające, to po prostu zapraszamy na spotkania w każdą w środę o 20.00 w DA.

czwartek, 25 czerwca 2009

AGNIESZKA JUŻ W PERU!!!

Agnieszka jest już w s swoim ukochanym Peru :) Agnieszka przez rok posługiwała w Bosconii w Piura i teraz wróciła tam na czas wakacji.
Na jej blogu http://agnieszka.jaroszewicz.info/ możemy przeczytać pierwszą od wielu miesięcy notkę z peruwiańskiej ziemi:

No i znow jestem na peruwianskiej ziemi. Lot minal szybko i spokojnie, w dobrym towarzystwie mlodziutkiej Peruwianki :) Kiedy siedzialam w samochodzie, za kierownica jeden znajomy salezjanin, obok drugi, jeszcze bardziej znajomy :) a naokolo limenskie klimaty pomyslalam,ze to wszystko jest tak normalne, jak kazdy moj przejazd z Gdanska do Torunia czy z powrotem. Rzeczywiscie, nie pomylilam sie sadzac,ze bede sie czuc, jakbym nie wyjezdzala stad… W dodatku juz teraz, jak pisze te slowa, mam w paszportowce na sercu bilet na nocny autobus do Piura. Zanim jednak tam dotre, wykorzystam te godziny w stolicy, by odwiedzic przyjaciol. To takie normalne, prawda?

czwartek, 18 czerwca 2009

POSŁANIE MISYJNE

Zapraszamy na posłanie misyjne naszych wolontariuszy!

Gdzie? Kościół Akademicki oo. Jezuitów w Toruniu (na Starym Rynku)
Kiedy? 19.06.2009 - piątek: msza o godz. 19 - zakończenie roku akademickiego w Duszpasterstwie Akademickim

środa, 17 czerwca 2009

MOJE POWOŁANIE - refleksje Tomka po posłaniu na Lednicy










W tym roku wyjeżdżam na roczny wolontariat do Afryki. Właśnie otrzymałem krzyż misyjny, co symbolicznie wieńczy okres przygotowań, jaki odbyłem w Salezjańskim Ośrodku Misyjnym w Warszawie oraz w mojej lokalnej toruńskiej grupce MWDB. W związku z tym chciałbym podzielić się z innymi wolontariuszami, a może także z przyszłymi wolontariuszami MWDB, refleksjami z ponad rocznej formacji do mojej nowej posługi. Chciałbym opowiedzieć czym właściwie jest dla mnie ta posługa, jak rozumiem to szczególne powołanie do wolontariatu misyjnego. Będzie to w dużej mierze rozważanie o słowach. Przez słowa bowiem określamy rzeczywistość, a kiedy ich braknie, nie potrafimy dostrzec tego, co nienazwane. Rozpocznę od końca - od posłania misyjnego. Arcybiskup uroczyście wręcza mi krzyż misyjny. Kilka kamer śledzi ten moment, by ok. 100 tysięcy młodych ludzi zgromadzonych na polach lednickich mogło z bliska przyjrzeć się na telebimach temu "bożemu szaleńcowi", wyruszającemu na misję do odległej Ugandy. Blask świateł, pełne namaszczenia gesty. Zaraz potem gromkie owacje. Pięknie zbudowana atmosfera wyjątkowości. Jednak to tylko na zewnątrz. Co innego bowiem rodzi się we mnie, gdy opada pierwsza radość. Jedno pytanie wybrzmiewa w mojej głowie: Po co to wszystko? Wcale nie czuję się bohaterem. Jadę na rok do egzotycznego zakątka świata. Wielka mi rzecz. Kim jestem w porównaniu z misjonarzami poświęcającymi całe swoje życie? Kim jestem w porównaniu z tymi, którzy w kraju oddają się niezauważeni swoim małym i wielkim misjom? Nie czuję się godny krzyża misyjnego. Schodzę ze sceny i z powrotem wchodzę w tłum. Koniec wyjątkowości. Od reszty ludzi nie odróżnia mnie nic, poza wiszącym na szyi srebrnym krzyżem, który decyduję się skryć pod kurtką...


Pierwsze słowo do rozważenia to "misjonarz". Często określa się nas, wolontariuszy MWDB mianem "świeckich misjonarzy". Podnosi się w ten sposób nasz prestiż i podkreśla wyjątkowość. Ja jednak w żaden sposób nie czuję się misjonarzem. Zwracanie się do mnie w ten sposób chyba od początku wprowadzało mnie w zakłopotanie. Misjonarz to apostoł. Człowiek wybrany przez Boga by głosił imię Jezusa wśród ludzi. Dla tego zadania poświęca wszystko... na zawsze. Świecki misjonarz? Intuicyjne rozszyfrowanie tego zlepka słów to: Człowiek, który wykonuje zadanie misjonarza, pozostając osobą świecką, czyli nie składając ślubów ubóstwa, czystości i posłuszeństwa. Abstrahując od tematu podjęcia przez świeckich pracy ewangelizacyjnej, ja z pewnością nie wyjeżdżam na placówkę misyjną w takim charakterze. W każdym razie nie będę spełniał tej roli w większym stopniu, niż robię to na co dzień w Polsce. Misjonarz to nie to słowo, które określałoby moje powołanie.
Co w takim razie z krzyżem misyjnym? Zostawić go w szufladzie?
Stojąc na scenie-rybie miałem przeświadczenie, że niezasłużenie odbieram oklaski od tych tysięcy młodych chrześcijan. Przecież pewnie zdecydowana większość z nich również poświęca swój czas na pomoc innym. To, że ja chcę robić to w Ugandzie, nie świadczy o tym, że poszedłem krok dalej od nich, ale o tym, że zwyczajnie mamy inne upodobania, skłonności i pola pracy. Nie zasługuję więc, by być między nimi wyróżnionym.


Jednak wracając z Lednicy, mimo wszystkich wątpliwości, nie potrafiłem zdjąć otrzymanego krzyża z szyi i przestać ściskać go w ręku. Czułem i ciągle czuję, że to mój krzyż. Zrozumiałem wtedy, że istotnie stanowi on o mojej wyjątkowości, ale w żaden sposób o wyższości.
Świadoma odpowiedź na Boże wezwanie to wielka sprawa i zasługuje na najwyższą chwałę. Nie powinienem więc umniejszać znaczenia mojego powołania, ale wywyższać znaczenie powołania innych. Tak na przykład, czy małżeństwo nie jest o wiele trudniejszym powołaniem od mojego? Czy stworzenie chrześcijańskiej rodziny nie jest o wiele chwalebniejsze, niż roczna przygoda w Afryce? Każda para chrześcijańskich małżonków powinna być oklaskiwana w dniu swojego ślubu przez niezliczone rzesze ludzi i powinna otrzymać własny, małżeński krzyż. Z tego względu szczególnym szczęściem było dla mnie być posyłanym do pracy na misjach razem z Justyną i Witkiem, którzy pobrali się przed niespełna miesiącem. Chylę czoła przed nimi nie tylko ze względu na to, że zdecydowali się oddać rok życia dzieciom ulicy w Peru, ale głównie ze względu na to, że zdecydowali się oddać sobie nawzajem i swoim przyszłym dzieciom całe swoje życie. Tak jak oni i ja, wszyscy wkraczający na drogę swego powołania, na jakikolwiek okres czasu i w jakiejkolwiek formie, powinni otrzymać swój własny krzyż. Jako symbol uznania dla ich posługi, a także jako symbol przyjęcia, za wzorem Ukrzyżowanego Chrystusa, na swoje barki cierpień, związanych z zadaniami, które postawił im Bóg. To dla mnie znaczy mój krzyż. Przyjmując go, powierzam Jezusowi wszelkie trudności, jakich doświadczę na placówce misyjnej w Ugandzie. Krzyż ten nie ma mi być powodem do wywyższania się, ale ma być pomocą w przeciwnościach. Chciałbym nosić go z dumą, ale jeszcze bardziej chciałbym z dumą spoglądać na przeróżne krzyże, wiszące na szyjach moich współbraci.
Z powyższych względów czuję, że do określenia mojego powołania nie nadaję się również inne słowo: wolontariusz. Jest ono dla mnie zbyt ogólne. Wolontariusz to osoba, która bezinteresownie daje swój czas dla innych. To piękna rzecz, jednak, jak chyba każdy, kto przychodzi do MWDB, "szukam czegoś więcej". Myślę, że nie będzie nadużyciem, gdy powiem, że wszyscy w MWDB chcemy nadać naszemu wolontariatowi charakter chrześcijański. Odkrywamy w naszym zaangażowaniu społecznym nie tylko pragnienie okazjonalnej pomocy, ale głęboki wymiar powołaniowy. Krótko mówiąc, chcemy żeby nasza działalność stanowiła element działalności Kościoła.

"Wówczas, gdy liczba uczniów wzrastała, zaczęli helleniści szemrać przeciwko Hebrajczykom, że przy codziennym rozdawaniu jałmużny zaniedbywano ich wdowy. "Nie jest rzeczą słuszną, abyśmy zaniedbali słowo Boże, a obsługiwali stoły" - powiedziało Dwunastu, zwoławszy wszystkich uczniów. "Upatrzcie zatem, bracia, siedmiu mężów spośród siebie, cieszących się dobrą sławą, pełnych Ducha i mądrości. Im zlecimy to zadanie. My zaś oddamy się wyłącznie modlitwie i posłudze słowa"." (Dz 6, 1-4)

Już na samym początku istnienia Kościoła zauważono potrzebę włączenia świeckich w Jego funkcjonowanie, w celu odciążenia apostołów w tych zadaniach, które nie były specyficzne dla ich powołania. Dokładnie tak rozumiem moje zaangażowanie w MWDB. Pragnę wyjechać na placówkę misyjną, by mieć udział w wysiłku misyjnym Kościoła, ale w sposób właściwy dla mnie - przez wspomaganie misjonarza w zwyczajnych pracach. To on został powołany do ewangelizacji. Jednak, aby skutecznie wypełniać to zadanie, potrzebuje współpracowników. W pierwotnym Kościele nazywano ich diakonami. Dziś słowo to nabrało innego znaczenia. Diakonat zbliża się bardziej do posługi sakramentalnej, aniżeli świeckiej. Między osobami duchownymi a świeckimi znów istnieje luka. Według mnie istnieje ona jednak głównie na poziomie werbalnym - brakuje słowa, które określałoby to, co już się dzieje w rzeczywistości - przejmowanie przez świeckich pewnych zadań w Kościele.
W MWDB współpracowników świeckich, wyjeżdżających na placówki misyjne do pomocy misjonarzowi, nazywamy wolontariuszami. Według mnie utrudnia to odnalezienie własnej tożsamości wewnątrz Rodziny Salezjańskiej. Wolontariusze, którzy wrócili po rocznej, maksymalnie dwuletniej, posłudze, często odchodzą ze struktur MWDB w myśl zasady, że "nie można być wolontariuszem całe życie". Racja, nie można być wolontariuszem całe życie. Jednak można odkryć w sobie powołanie, które nie ograniczy się do jednego roku z życia. Sam ks. Bosko, widząc potrzebę trwałego włączenia świeckich w działania Rodziny Salezjańskiej, założył trzecią jej gałąź: Pomocników. Myślę, że w tym kierunku mogłaby podążać formacja członków MWDB, co pomogłoby nam wszystkim pełniej uświadomić sobie zadania, jakie czekają na świeckich w Kościele XXI-ego wieku. Ja znalazłem dla siebie słowa, określające moją rolę przez co najmniej najbliższy rok: chcę być Pomocnikiem Salezjańskim. Taki krzyż wezmę ze sobą do Ugandy".

Tomasz Kaczmarek MWDB


wtorek, 16 czerwca 2009

MWDB na FESTIWALU SONG OF SONGS 26/27 czerwca

Song of Songs 2009

Za niecałe 2 tygodnie w Toruniu odbędzie się największy festiwal muzyki chrześcijańskiej w Europie Środkowo-Wschodniej - SONG OF SONGS!
W tym roku nasz wolontariat będzie miał na terenie festiwalu swoje stoisko!


Song of Songs Festival to Międzynarodowy Ekumeniczny Festiwal Muzyki Chrześcijańskiej, który odbył się w Toruniu już jedenaście razy, jest największą w Europie Środkowo-Wschodniej prezentacją czołówki polskich artystów wykonujących współczesną, profesjonalną muzykę chrześcijańską oraz znakomitych solistów i zespołów z zagranicy. Festiwal, który co roku gromadzi kilkanaście tysięcy ludzi z całej Polski, to także wiele imprez towarzyszących o charakterze międzynarodowym.

Idea i cel organizowania tej cyklicznej imprezy wynika z przekonania, że w jednoczącej się Europie można i trzeba szukać obszarów, w których młodzi ludzie, znajdą wspólną płaszczyznę z innymi, podobnie czującymi i myślącymi. Najlepszą formą jest muzyka, w szczególności ta inspirowana chrześcijańską tradycją i prawdą płynącą z Ewangelii. Jest jednocześnie drogą do pokonywania uprzedzeń, wrogości i obojętności wobec innych ludzi, czy innych wyznań religijnych...

W tym roku na SOS zagrają: 2 TM 2,3, Arka Noego, Dagana, Darek Malejonek, Empe3, Magda Anioł, Nwe Life M, Sunguest, Tomasz Budzyński, kabaret Mumio.

więcej o festiwalu: http://www.songofsongs.pl/


Zapraszamy do oglądania zdjęć

Ruszyła galeria naszej toruńskiej grupki na Picasie.
Pod adresem http://picasaweb.google.pl/mwdbtorun
możecie podziwiać zdjęcia z
  • Peru
  • Ukrainy
  • Libanu
  • Kaliningradu
  • Węgier

oraz z życia naszego wolontariatu
warsztaty tańca i śpiewów afrykańskich z siostrami Białymi
  • Etno-śledzik-party
  • loteria fantowa
  • spotkania w SOMIe
  • posłanie misyjne na Lednicy
i inne...

Coś się kończy, coś się zaczyna...

No i kolejny rok powoli dobiega końca... Jeszcze ostatnie sesyjne zmagania i rozjedziemy się - każdy w swoją stronę - by w trochę zmienionym składzie spotkać się w październiku :)


Czas więc na małe podsumowanie tego roku:

Działo się działo na naszych toruńskich spotkaniach, oj się działo:

Nasi wolontariusze powrócili z bliższych i dalszych stron i zdali szczegółową relację ze swej posługi: Agnieszka opowiedziała o misji w Peru, a Agi, Ewa i Tomek o Węgrzech.

Mieliśmy też licznych gości, którzy podzielili się swoimi doświadczeniami misyjnymi:



  • ks. kan. dr Grzegorz Tworzewski- dyrektor referatu misyjnego w diecezji toruńskiej
  • Rafał Ostrowski - wolontariusz MWDB opowiedział o wolontariacie w Mongolii
  • Olga Nowakowska opowiedziała o wolontariacie w Kirgistanie
  • Siostry Białe, misjonarki Afryki - s. Celina Natanek i s. Cecylia Bachalska - „Spacer po Afryce” – animacje misyjne w szkołach i parafiach




Zadbaliśmy aby w DA pojawiło się wiele akcentów misyjnych i przeprowadzaliśmy akcje na rzecz misji:

  • Różaniec misyjny
  • Mikołajkowa loteria fantowa - cel: zbiórka pieniędzy na kaplicę w Bosconii - w Piura w Peru
  • dystrybucja kalendarzy misyjnych
  • Etno-śledzik-party - impreza karnawałowa w DA
  • Misyjna droga krzyżowa




Podjęliśmy współpracę ze toruńską szkołą salezjańską. Nasi wolontariusze zaprezentowali nasze uczniom nasz wolontariat, a od listopada działa tam Dziecięcy Wolontariat Don Bosco
misyjna grupka dziecięca, którą prowadzi Kamila.


Poznawaliśmy duchowość salezjańską. Ksiądz Mirek Wierzbicki ze szkoły salezjańskiej przybliżył nam System Prewencyjny św. Jana Bosco. Rozmawialiśmy również o książce „Wolontariat w posłannictwie salezjańskim. Kierunki i wskazania”


Na naszych spotkaniach poruszaliśmy różnorodne tematy:

  • możliwości wolontariackie – GLEN, Program Młodzież w Działaniu, AISEC
  • aborcja
  • więźniowie
  • czym jest wolontariat misyjny?
  • problem dostępu do wody w Sudanie i reszcie świata (Światowy dzień wody)
  • zabawy integracyjne
  • czarny islam
  • śladami św. Pawła - pokaz zdjęć z Damaszku
  • Tom Forrest – powołanie do świętości i misji
  • wspomnienie św. Karola Lwangi i Towarzyszy męczenników z Ugandy



Oglądaliśmy różne filmy:

  • Misja życia - o wolontariuszach przygotowujących się do misji
  • Brazylijski sen - o salezjanach w Brazylii
  • Don Bosco w skansenie komunizmu - o salezjanach na Kubie
  • Ks. Dariusz Kajzerpochodz na misjach w Papui i Nowej Gwinei



Współpracujemy z różnymi organizacjami i podejmujemy różnorodne formy wolontariatu. Na naszych spotkaniach była również okazja do podzielenia się tymi doświadczeniami.
Iwona opowiadała o swoich doświadczeniach posługi w Bractwie Więziennym, Asia o swojej pracy z osobami niepełnosprawnymi w Stowarzyszeniu Jestem, a Marta o programie Młodzież w działaniu. Nasi wolontariusze działają również w stowarzyszeniu Wiosna oraz pomagają starszym paniom.

Zajęliśmy się również problematyką uchodźstwa: odbył się cykl warsztatów na temat uchodźców, spotkaliśmy się również z Tamerlanem, uchodźcą z Czeczenii. Od marca czworo naszych wolontariuszy angażuje się w wolontariat na rzecz uchodźców we współpracy z PAH.

Stałym i ważnym akcentem naszych spotkań jest wspólna modlitwa - modlimy się za siebie nawzajem oraz odmawiamy nieszpory.

Uczestniczyliśmy też w formacji w Salezjańskim Ośrodku Misyjnym, jeżdżąc na comiesięczne spotkania do Warszawy, a także na spotkania do Aleksandrowa Kujawskiego.


No i na koniec:

6 czerwca nasi wolontariusze otrzymali krzyże misyjne na Polach Lednickich. Już wkrótce wyruszą na wolontariaty długoterminowe - Tomek do Ugandy, a Ewa do Zambii. Natomiast Monika spędzi najbliższe 2 miesiące w Zambii, a Agnieszka powraca do Peru.


A nad tym wszystkim czuwała nasza kochana szefowa Ania, której ogromnie DZIĘKUJEMY za wszystko i życzymy wszystkiego naj naj naj na misyjnych szlakach :)


Jak widzicie działo się dużo i każdy się przyczynił do tego. :) Możemy być z siebie dumni! Oby tak dalej :)


P.S. Ale to jeszcze nie koniec. 26 czerwca obstawiamy stoisko MWDB na festiwalu SONG OF SONGS... ale to już inna historia... ;)

P.P.S. Tak było w tym roku...a jak będzie w następnym - to zależy od nas :) Dlatego piszcie wszystkie swoje pomysły i oczekiwania co do przyszłorocznych spotkań.

I na koniec ankieta podsumowująca - co było naj naj naj w tym roku? (ankieta na samym dole strony)