MIĘDZYNARODOWY WOLONTARIAT DON BOSCO - grupa toruńska

Jesteśmy wolontariuszami MIĘDZYNARODOWEGO WOLONTARIATU DON BOSCO.
Byliśmy już w Peru, na Ukrainie, w Libanie, w Kaliningradzie, na Węgrzech...wkrótce w Zambii i w Ugandzie.

Nasza grupa wolontariatu misyjnego działa przy Duszpasterstwie Akademickim przy kościele oo. jezuitów w Toruniu.
Spotykamy się w środy o 20 w domku DA.
Zapraszamy!

kontakt: mwdbtorun@gmail.com

poniedziałek, 29 czerwca 2009

ZAPALEŃCY



ZAPALEŃCY – to chyba najtrafniejsze określenie naszej grupki. Każdy z nas jest zupełnie inny i pewnie dlatego każde cotygodniowe spotkanie w środę o 20.00 w DA jest niezwykle bogate i twórcze i właśnie dlatego jest tu również miejsce i dla Ciebie... :) Głównym ich celem jest zgłębianie nie tylko ducha misyjnego, chrześcijańskiego, ale i ogólnoludzkiego (również w czasie urodzinowych zabaw i na tańcach :). Jesteśmy o tyle wyjątkowi, że nie pozostajemy na tym co nam „z góry” przysługuje, bo oprócz ducha salezjańskiego zgłębiamy również ducha ignacjańskiego... I na podstawie takiej wielostronnej formacji przygotowujemy się na misje – tam,gdzie Pan Bóg nas pragnie. Nie zawsze muszą to być dalekie wyjazdy – bo naszą misją jest przede wszystkim życie codzienne i drugi człowiek. A więc najpierw zaczynamy od siebie, następnie kolej na najbliższe otoczenie, studia, pracę i wreszcie wyjazdy misyjne... A gdzie i na jak długo?

Są wyjazdy krótkoterminowe na okres wakacji – Ukraina, Rosja, Albania, Węgry, Czarnogóra, Liban, aby tam organizować wakacyjny czas dla dzieci w różnym wieku. UWAGA! Misje zarażają – gdy pojedzie się raz, to już się nie spocznie. Nie dlatego, że człowiek czuje, iż wiele pomógł innym, ale ponieważ ma wrażenie, że słowa Pana Boga: „Kto straci życie z mego powodu, zyska je”, zaczynają rzeczywiście się wypełniać. Dlatego taki wyjazd może być wstępem do dłuższego doświadczania działania Boga – podczas wyjazdów długoterminowych. Nasi wolontariusze udają się do krajów afrykańskich takich jak: Zambia, Uganda, Zimbabwe, Kenia, Madagaskar, Sierra Leone i gdzie tylko zostanie zgłoszona potrzeba. Ponadto, szczególnie ci z Torunia, upodobali sobie Peru – kraj potomków dawnej cywilizacji Inków i pięknych And, gdzie na pomoc czekają dzieci ulicy oraz mieszkańcy gór. W każdym miejscu potrzebna jest konkretna pomoc – czysto ludzka lub socjalna, medyczna, pedagogiczna, kulturowa...

Ale wróćmy do początku: jak to się stało, że w ogóle zaistnieliśmy? Wszystko zaczęło się od snu... jednej z naszych wolontariuszek. Śniła, że jest na misjach w Ekwadorze i rzeczywiście kilka lat później sprawdziło się to. Najpierw podjęła formacje w Misyjnym Ośrodku Salezjanów w Warszawie, potem wyjechała na Ukrainę, zainicjowała naszą małą wspólnotkę, wreszcie wyruszyła aż za Ocean Atlantycki. Jak się okazało nie był to Ekwador, ale właśnie Peru. A naszym patronem jest nie kto inny jak św. Jan Bosko, opiekujący się placówkami salezjańskimi na które się udajemy. I on również w dzieciństwie miał piękne sny, których nie bał się realizować w życiu, ale z konsekwencją dążył do ich wypełnienia ku chwale Boga. I chyba bez obaw można powiedzieć, że św. Jan Bosko już od samego początku czuwa nad nami i ma swój udział w cudach, których sami jesteśmy świadkami...

A zatem podstawą naszej pracy jest realizacja tych pragnień, które Bóg zasiał w nas zanim je sobie w pełni uświadomiliśmy. Najważniejsze jest je rozpoznać, przyjąć i zamienić w czyn...

I tak też się obecnie dzieje z nami... Ci, którzy już odkryli w sobie łaskę pragnienia misji, z zapałem przygotowują się do wyjazdów: szlifują język, zapoznają się z kulturą ludzi, do których zostaną posłani.... Bo na misjach to nie my ewangelizujemy, ale sam Chrystus. I tak jak On przychodzi do człowieka w sposób, aby ten go rozumiał i przyjął tak i misjonarz musi być gościem w krainie do której się udaje. Nie może narzucać swojego sposobu bycia, swoich racji, ale zawsze w sposób delikatny, nie nachalny towarzyszyć – płakać z tymi, którzy płaczą, cieszyć się tymi, którzy się cieszą.

Uczymy się tego na każdym kroku... W ciągu roku akademickiego służymy wszędzie tam, gdzie jest to możliwie. W miarę możliwości angażujemy się w pracę wolontariacką na miejscu – w hospicjum, świetlicy środowiskowej, oratorium, Caritas, przedszkolu, wśród uchodźców, więźniów, wreszcie udzielając korepetycji i pomagając osobom prywatnym.

Służymy także przy duszpasterstwie. Trzeba podkreślić, że może do nas przyjść każdy, jeżeli tylko pragnie doświadczyć wspólnoty i spotkać Boga – będzie mile widzianym gościem. Poza tym prawie każdego miesiąca podejmujemy się konkretnego zadania: w październiku prowadzimy różaniec misyjny w ramach Tygodnia Misyjnego; w grudniu sporządzamy drobne upominki świąteczne, a pieniądze uzyskane z ich rozprowadzania przeznaczamy na konkretne projekty; w Wielkim Poście prowadzimy drogę krzyżową, a przy każdej okazji organizujemy spotkania z misjonarzami i wolontariuszami. Dodatkowo udało nam się zorganizować Warsztaty Tańca Liturgicznego Afrykańskiego jako oficjalną imprezę towarzyszącą festiwalowi Songs of Songs 2006, a także podjąć akcję Świąteczna Paczka, która w Toruniu w 2006 r. odbywała się pierwszy raz.Zorganizowaliśmy również w DA imprezę karnawałową "Etno-śledzik-party". Ku ogromnej radości po tym jak zadeklarowaliśmy się podjąć dzieło adopcji na odległość jednego dziecka z Afryki, otrzymaliśmy pod opiekę całą szkołę z Korr na pustyni kenijskiej(!) Mamy w planach jeszcze wiele innych projektów...

W międzyczasie wyjeżdżamy na spotkania wolontariuszy – inspektorialne do Aleksandrowa Kujawskiego i ogólnopolskie do Warszawy. Tam właśnie zapoznajemy się z aktualnymi potrzebami misji i spotykamy się z misjonarzami, przy okazji snując i doprowadzając do skutku nasze marzenia misyjne.

Być wolontariuszem to coś pięknego, a jeszcze piękniej być wolontariuszem misyjnym. Dlaczego? Otóż wolontariusz misyjny to nie tylko ten, który działa charytatywnie, to nie tylko ten, który jest wrażliwy na cierpienie i niesprawiedliwość, ale to przede wszystkim człowiek, który sam na sobie doświadcza ogromnego Miłosierdzia Boga, człowiek, który sam doświadcza nawrócenia, to człowiek, który sam niczego nie posiada, ale czuje, że jest bogaty, skoro Bóg daje mu ciało, umysł, talenty, konkretnego człowieka, sens życia... Wolontariuszem misyjnym nie jest się od razu, ale każdy z nas uczy się nim być nieustannie każdego dnia.

Jeżeli czujesz, że powyższe streszczenie naszej pracy jest dla Ciebie nie wystarczające, to po prostu zapraszamy na spotkania w każdą w środę o 20.00 w DA.

czwartek, 25 czerwca 2009

AGNIESZKA JUŻ W PERU!!!

Agnieszka jest już w s swoim ukochanym Peru :) Agnieszka przez rok posługiwała w Bosconii w Piura i teraz wróciła tam na czas wakacji.
Na jej blogu http://agnieszka.jaroszewicz.info/ możemy przeczytać pierwszą od wielu miesięcy notkę z peruwiańskiej ziemi:

No i znow jestem na peruwianskiej ziemi. Lot minal szybko i spokojnie, w dobrym towarzystwie mlodziutkiej Peruwianki :) Kiedy siedzialam w samochodzie, za kierownica jeden znajomy salezjanin, obok drugi, jeszcze bardziej znajomy :) a naokolo limenskie klimaty pomyslalam,ze to wszystko jest tak normalne, jak kazdy moj przejazd z Gdanska do Torunia czy z powrotem. Rzeczywiscie, nie pomylilam sie sadzac,ze bede sie czuc, jakbym nie wyjezdzala stad… W dodatku juz teraz, jak pisze te slowa, mam w paszportowce na sercu bilet na nocny autobus do Piura. Zanim jednak tam dotre, wykorzystam te godziny w stolicy, by odwiedzic przyjaciol. To takie normalne, prawda?

czwartek, 18 czerwca 2009

POSŁANIE MISYJNE

Zapraszamy na posłanie misyjne naszych wolontariuszy!

Gdzie? Kościół Akademicki oo. Jezuitów w Toruniu (na Starym Rynku)
Kiedy? 19.06.2009 - piątek: msza o godz. 19 - zakończenie roku akademickiego w Duszpasterstwie Akademickim

środa, 17 czerwca 2009

MOJE POWOŁANIE - refleksje Tomka po posłaniu na Lednicy










W tym roku wyjeżdżam na roczny wolontariat do Afryki. Właśnie otrzymałem krzyż misyjny, co symbolicznie wieńczy okres przygotowań, jaki odbyłem w Salezjańskim Ośrodku Misyjnym w Warszawie oraz w mojej lokalnej toruńskiej grupce MWDB. W związku z tym chciałbym podzielić się z innymi wolontariuszami, a może także z przyszłymi wolontariuszami MWDB, refleksjami z ponad rocznej formacji do mojej nowej posługi. Chciałbym opowiedzieć czym właściwie jest dla mnie ta posługa, jak rozumiem to szczególne powołanie do wolontariatu misyjnego. Będzie to w dużej mierze rozważanie o słowach. Przez słowa bowiem określamy rzeczywistość, a kiedy ich braknie, nie potrafimy dostrzec tego, co nienazwane. Rozpocznę od końca - od posłania misyjnego. Arcybiskup uroczyście wręcza mi krzyż misyjny. Kilka kamer śledzi ten moment, by ok. 100 tysięcy młodych ludzi zgromadzonych na polach lednickich mogło z bliska przyjrzeć się na telebimach temu "bożemu szaleńcowi", wyruszającemu na misję do odległej Ugandy. Blask świateł, pełne namaszczenia gesty. Zaraz potem gromkie owacje. Pięknie zbudowana atmosfera wyjątkowości. Jednak to tylko na zewnątrz. Co innego bowiem rodzi się we mnie, gdy opada pierwsza radość. Jedno pytanie wybrzmiewa w mojej głowie: Po co to wszystko? Wcale nie czuję się bohaterem. Jadę na rok do egzotycznego zakątka świata. Wielka mi rzecz. Kim jestem w porównaniu z misjonarzami poświęcającymi całe swoje życie? Kim jestem w porównaniu z tymi, którzy w kraju oddają się niezauważeni swoim małym i wielkim misjom? Nie czuję się godny krzyża misyjnego. Schodzę ze sceny i z powrotem wchodzę w tłum. Koniec wyjątkowości. Od reszty ludzi nie odróżnia mnie nic, poza wiszącym na szyi srebrnym krzyżem, który decyduję się skryć pod kurtką...


Pierwsze słowo do rozważenia to "misjonarz". Często określa się nas, wolontariuszy MWDB mianem "świeckich misjonarzy". Podnosi się w ten sposób nasz prestiż i podkreśla wyjątkowość. Ja jednak w żaden sposób nie czuję się misjonarzem. Zwracanie się do mnie w ten sposób chyba od początku wprowadzało mnie w zakłopotanie. Misjonarz to apostoł. Człowiek wybrany przez Boga by głosił imię Jezusa wśród ludzi. Dla tego zadania poświęca wszystko... na zawsze. Świecki misjonarz? Intuicyjne rozszyfrowanie tego zlepka słów to: Człowiek, który wykonuje zadanie misjonarza, pozostając osobą świecką, czyli nie składając ślubów ubóstwa, czystości i posłuszeństwa. Abstrahując od tematu podjęcia przez świeckich pracy ewangelizacyjnej, ja z pewnością nie wyjeżdżam na placówkę misyjną w takim charakterze. W każdym razie nie będę spełniał tej roli w większym stopniu, niż robię to na co dzień w Polsce. Misjonarz to nie to słowo, które określałoby moje powołanie.
Co w takim razie z krzyżem misyjnym? Zostawić go w szufladzie?
Stojąc na scenie-rybie miałem przeświadczenie, że niezasłużenie odbieram oklaski od tych tysięcy młodych chrześcijan. Przecież pewnie zdecydowana większość z nich również poświęca swój czas na pomoc innym. To, że ja chcę robić to w Ugandzie, nie świadczy o tym, że poszedłem krok dalej od nich, ale o tym, że zwyczajnie mamy inne upodobania, skłonności i pola pracy. Nie zasługuję więc, by być między nimi wyróżnionym.


Jednak wracając z Lednicy, mimo wszystkich wątpliwości, nie potrafiłem zdjąć otrzymanego krzyża z szyi i przestać ściskać go w ręku. Czułem i ciągle czuję, że to mój krzyż. Zrozumiałem wtedy, że istotnie stanowi on o mojej wyjątkowości, ale w żaden sposób o wyższości.
Świadoma odpowiedź na Boże wezwanie to wielka sprawa i zasługuje na najwyższą chwałę. Nie powinienem więc umniejszać znaczenia mojego powołania, ale wywyższać znaczenie powołania innych. Tak na przykład, czy małżeństwo nie jest o wiele trudniejszym powołaniem od mojego? Czy stworzenie chrześcijańskiej rodziny nie jest o wiele chwalebniejsze, niż roczna przygoda w Afryce? Każda para chrześcijańskich małżonków powinna być oklaskiwana w dniu swojego ślubu przez niezliczone rzesze ludzi i powinna otrzymać własny, małżeński krzyż. Z tego względu szczególnym szczęściem było dla mnie być posyłanym do pracy na misjach razem z Justyną i Witkiem, którzy pobrali się przed niespełna miesiącem. Chylę czoła przed nimi nie tylko ze względu na to, że zdecydowali się oddać rok życia dzieciom ulicy w Peru, ale głównie ze względu na to, że zdecydowali się oddać sobie nawzajem i swoim przyszłym dzieciom całe swoje życie. Tak jak oni i ja, wszyscy wkraczający na drogę swego powołania, na jakikolwiek okres czasu i w jakiejkolwiek formie, powinni otrzymać swój własny krzyż. Jako symbol uznania dla ich posługi, a także jako symbol przyjęcia, za wzorem Ukrzyżowanego Chrystusa, na swoje barki cierpień, związanych z zadaniami, które postawił im Bóg. To dla mnie znaczy mój krzyż. Przyjmując go, powierzam Jezusowi wszelkie trudności, jakich doświadczę na placówce misyjnej w Ugandzie. Krzyż ten nie ma mi być powodem do wywyższania się, ale ma być pomocą w przeciwnościach. Chciałbym nosić go z dumą, ale jeszcze bardziej chciałbym z dumą spoglądać na przeróżne krzyże, wiszące na szyjach moich współbraci.
Z powyższych względów czuję, że do określenia mojego powołania nie nadaję się również inne słowo: wolontariusz. Jest ono dla mnie zbyt ogólne. Wolontariusz to osoba, która bezinteresownie daje swój czas dla innych. To piękna rzecz, jednak, jak chyba każdy, kto przychodzi do MWDB, "szukam czegoś więcej". Myślę, że nie będzie nadużyciem, gdy powiem, że wszyscy w MWDB chcemy nadać naszemu wolontariatowi charakter chrześcijański. Odkrywamy w naszym zaangażowaniu społecznym nie tylko pragnienie okazjonalnej pomocy, ale głęboki wymiar powołaniowy. Krótko mówiąc, chcemy żeby nasza działalność stanowiła element działalności Kościoła.

"Wówczas, gdy liczba uczniów wzrastała, zaczęli helleniści szemrać przeciwko Hebrajczykom, że przy codziennym rozdawaniu jałmużny zaniedbywano ich wdowy. "Nie jest rzeczą słuszną, abyśmy zaniedbali słowo Boże, a obsługiwali stoły" - powiedziało Dwunastu, zwoławszy wszystkich uczniów. "Upatrzcie zatem, bracia, siedmiu mężów spośród siebie, cieszących się dobrą sławą, pełnych Ducha i mądrości. Im zlecimy to zadanie. My zaś oddamy się wyłącznie modlitwie i posłudze słowa"." (Dz 6, 1-4)

Już na samym początku istnienia Kościoła zauważono potrzebę włączenia świeckich w Jego funkcjonowanie, w celu odciążenia apostołów w tych zadaniach, które nie były specyficzne dla ich powołania. Dokładnie tak rozumiem moje zaangażowanie w MWDB. Pragnę wyjechać na placówkę misyjną, by mieć udział w wysiłku misyjnym Kościoła, ale w sposób właściwy dla mnie - przez wspomaganie misjonarza w zwyczajnych pracach. To on został powołany do ewangelizacji. Jednak, aby skutecznie wypełniać to zadanie, potrzebuje współpracowników. W pierwotnym Kościele nazywano ich diakonami. Dziś słowo to nabrało innego znaczenia. Diakonat zbliża się bardziej do posługi sakramentalnej, aniżeli świeckiej. Między osobami duchownymi a świeckimi znów istnieje luka. Według mnie istnieje ona jednak głównie na poziomie werbalnym - brakuje słowa, które określałoby to, co już się dzieje w rzeczywistości - przejmowanie przez świeckich pewnych zadań w Kościele.
W MWDB współpracowników świeckich, wyjeżdżających na placówki misyjne do pomocy misjonarzowi, nazywamy wolontariuszami. Według mnie utrudnia to odnalezienie własnej tożsamości wewnątrz Rodziny Salezjańskiej. Wolontariusze, którzy wrócili po rocznej, maksymalnie dwuletniej, posłudze, często odchodzą ze struktur MWDB w myśl zasady, że "nie można być wolontariuszem całe życie". Racja, nie można być wolontariuszem całe życie. Jednak można odkryć w sobie powołanie, które nie ograniczy się do jednego roku z życia. Sam ks. Bosko, widząc potrzebę trwałego włączenia świeckich w działania Rodziny Salezjańskiej, założył trzecią jej gałąź: Pomocników. Myślę, że w tym kierunku mogłaby podążać formacja członków MWDB, co pomogłoby nam wszystkim pełniej uświadomić sobie zadania, jakie czekają na świeckich w Kościele XXI-ego wieku. Ja znalazłem dla siebie słowa, określające moją rolę przez co najmniej najbliższy rok: chcę być Pomocnikiem Salezjańskim. Taki krzyż wezmę ze sobą do Ugandy".

Tomasz Kaczmarek MWDB


wtorek, 16 czerwca 2009

MWDB na FESTIWALU SONG OF SONGS 26/27 czerwca

Song of Songs 2009

Za niecałe 2 tygodnie w Toruniu odbędzie się największy festiwal muzyki chrześcijańskiej w Europie Środkowo-Wschodniej - SONG OF SONGS!
W tym roku nasz wolontariat będzie miał na terenie festiwalu swoje stoisko!


Song of Songs Festival to Międzynarodowy Ekumeniczny Festiwal Muzyki Chrześcijańskiej, który odbył się w Toruniu już jedenaście razy, jest największą w Europie Środkowo-Wschodniej prezentacją czołówki polskich artystów wykonujących współczesną, profesjonalną muzykę chrześcijańską oraz znakomitych solistów i zespołów z zagranicy. Festiwal, który co roku gromadzi kilkanaście tysięcy ludzi z całej Polski, to także wiele imprez towarzyszących o charakterze międzynarodowym.

Idea i cel organizowania tej cyklicznej imprezy wynika z przekonania, że w jednoczącej się Europie można i trzeba szukać obszarów, w których młodzi ludzie, znajdą wspólną płaszczyznę z innymi, podobnie czującymi i myślącymi. Najlepszą formą jest muzyka, w szczególności ta inspirowana chrześcijańską tradycją i prawdą płynącą z Ewangelii. Jest jednocześnie drogą do pokonywania uprzedzeń, wrogości i obojętności wobec innych ludzi, czy innych wyznań religijnych...

W tym roku na SOS zagrają: 2 TM 2,3, Arka Noego, Dagana, Darek Malejonek, Empe3, Magda Anioł, Nwe Life M, Sunguest, Tomasz Budzyński, kabaret Mumio.

więcej o festiwalu: http://www.songofsongs.pl/


Zapraszamy do oglądania zdjęć

Ruszyła galeria naszej toruńskiej grupki na Picasie.
Pod adresem http://picasaweb.google.pl/mwdbtorun
możecie podziwiać zdjęcia z
  • Peru
  • Ukrainy
  • Libanu
  • Kaliningradu
  • Węgier

oraz z życia naszego wolontariatu
warsztaty tańca i śpiewów afrykańskich z siostrami Białymi
  • Etno-śledzik-party
  • loteria fantowa
  • spotkania w SOMIe
  • posłanie misyjne na Lednicy
i inne...

Coś się kończy, coś się zaczyna...

No i kolejny rok powoli dobiega końca... Jeszcze ostatnie sesyjne zmagania i rozjedziemy się - każdy w swoją stronę - by w trochę zmienionym składzie spotkać się w październiku :)


Czas więc na małe podsumowanie tego roku:

Działo się działo na naszych toruńskich spotkaniach, oj się działo:

Nasi wolontariusze powrócili z bliższych i dalszych stron i zdali szczegółową relację ze swej posługi: Agnieszka opowiedziała o misji w Peru, a Agi, Ewa i Tomek o Węgrzech.

Mieliśmy też licznych gości, którzy podzielili się swoimi doświadczeniami misyjnymi:



  • ks. kan. dr Grzegorz Tworzewski- dyrektor referatu misyjnego w diecezji toruńskiej
  • Rafał Ostrowski - wolontariusz MWDB opowiedział o wolontariacie w Mongolii
  • Olga Nowakowska opowiedziała o wolontariacie w Kirgistanie
  • Siostry Białe, misjonarki Afryki - s. Celina Natanek i s. Cecylia Bachalska - „Spacer po Afryce” – animacje misyjne w szkołach i parafiach




Zadbaliśmy aby w DA pojawiło się wiele akcentów misyjnych i przeprowadzaliśmy akcje na rzecz misji:

  • Różaniec misyjny
  • Mikołajkowa loteria fantowa - cel: zbiórka pieniędzy na kaplicę w Bosconii - w Piura w Peru
  • dystrybucja kalendarzy misyjnych
  • Etno-śledzik-party - impreza karnawałowa w DA
  • Misyjna droga krzyżowa




Podjęliśmy współpracę ze toruńską szkołą salezjańską. Nasi wolontariusze zaprezentowali nasze uczniom nasz wolontariat, a od listopada działa tam Dziecięcy Wolontariat Don Bosco
misyjna grupka dziecięca, którą prowadzi Kamila.


Poznawaliśmy duchowość salezjańską. Ksiądz Mirek Wierzbicki ze szkoły salezjańskiej przybliżył nam System Prewencyjny św. Jana Bosco. Rozmawialiśmy również o książce „Wolontariat w posłannictwie salezjańskim. Kierunki i wskazania”


Na naszych spotkaniach poruszaliśmy różnorodne tematy:

  • możliwości wolontariackie – GLEN, Program Młodzież w Działaniu, AISEC
  • aborcja
  • więźniowie
  • czym jest wolontariat misyjny?
  • problem dostępu do wody w Sudanie i reszcie świata (Światowy dzień wody)
  • zabawy integracyjne
  • czarny islam
  • śladami św. Pawła - pokaz zdjęć z Damaszku
  • Tom Forrest – powołanie do świętości i misji
  • wspomnienie św. Karola Lwangi i Towarzyszy męczenników z Ugandy



Oglądaliśmy różne filmy:

  • Misja życia - o wolontariuszach przygotowujących się do misji
  • Brazylijski sen - o salezjanach w Brazylii
  • Don Bosco w skansenie komunizmu - o salezjanach na Kubie
  • Ks. Dariusz Kajzerpochodz na misjach w Papui i Nowej Gwinei



Współpracujemy z różnymi organizacjami i podejmujemy różnorodne formy wolontariatu. Na naszych spotkaniach była również okazja do podzielenia się tymi doświadczeniami.
Iwona opowiadała o swoich doświadczeniach posługi w Bractwie Więziennym, Asia o swojej pracy z osobami niepełnosprawnymi w Stowarzyszeniu Jestem, a Marta o programie Młodzież w działaniu. Nasi wolontariusze działają również w stowarzyszeniu Wiosna oraz pomagają starszym paniom.

Zajęliśmy się również problematyką uchodźstwa: odbył się cykl warsztatów na temat uchodźców, spotkaliśmy się również z Tamerlanem, uchodźcą z Czeczenii. Od marca czworo naszych wolontariuszy angażuje się w wolontariat na rzecz uchodźców we współpracy z PAH.

Stałym i ważnym akcentem naszych spotkań jest wspólna modlitwa - modlimy się za siebie nawzajem oraz odmawiamy nieszpory.

Uczestniczyliśmy też w formacji w Salezjańskim Ośrodku Misyjnym, jeżdżąc na comiesięczne spotkania do Warszawy, a także na spotkania do Aleksandrowa Kujawskiego.


No i na koniec:

6 czerwca nasi wolontariusze otrzymali krzyże misyjne na Polach Lednickich. Już wkrótce wyruszą na wolontariaty długoterminowe - Tomek do Ugandy, a Ewa do Zambii. Natomiast Monika spędzi najbliższe 2 miesiące w Zambii, a Agnieszka powraca do Peru.


A nad tym wszystkim czuwała nasza kochana szefowa Ania, której ogromnie DZIĘKUJEMY za wszystko i życzymy wszystkiego naj naj naj na misyjnych szlakach :)


Jak widzicie działo się dużo i każdy się przyczynił do tego. :) Możemy być z siebie dumni! Oby tak dalej :)


P.S. Ale to jeszcze nie koniec. 26 czerwca obstawiamy stoisko MWDB na festiwalu SONG OF SONGS... ale to już inna historia... ;)

P.P.S. Tak było w tym roku...a jak będzie w następnym - to zależy od nas :) Dlatego piszcie wszystkie swoje pomysły i oczekiwania co do przyszłorocznych spotkań.

I na koniec ankieta podsumowująca - co było naj naj naj w tym roku? (ankieta na samym dole strony)